Popularne błędy przy analizie zdolności rejestrowej marki

AnsweredKarieraBiznesPopularne błędy przy analizie zdolności rejestrowej marki

Wiele osób myśli, że skoro na rynku nie ma firmy i takiej samej nazwie jak oni, to są bezpieczni. Tzn. z jednej strony Urząd Patentowy taką markę im zastrzeże a z drugiej nie złamią tak niczyich praw. To niestety błąd. W skrajnych przypadkach może Cię kosztować bardzo dużo. Nie tylko zostaniesz zmuszony do zmiany nazwy, ale również do wydania bezpodstawnie uzyskanych zysków. A takich mitów w świecie znaków towarowych jest więcej. Przeczytasz o nich poniżej.

Kilka słów o procedurze zgłoszeniowej

Być może Cię zaskoczę, ale Urząd Patentowy nie robi pogłębionej analizy Twojej nazwy. A mówiąc precyzyjniej nie będzie za ciebie weryfikował czy jest już na rynku firma o podobnej nazwie, albo czy nie zastrzegła jej jako znak towarowy. Od strony formalnej czeka jedynie czy taki podmiot w ciągu 3 miesięcy złoży sprzeciw. W takim przypadku rozpocznie się regularny spór. 

O ile jednak taki czarny scenariusz się nie wydarzy to ochronę możesz dostać. I to nawet jeżeli mamy książkową kolizję. Czy w takim przypadku prawo Cię chroni? Szczerze mówiąc nie. To, że otrzymałeś świadectwo rejestracji nie będzie żadną okolicznością łagodzącą o ile Twoja nazwa czy logo narusza prawa konkurencji. To dlatego tak ważne jest abyś zaczął od pogłębionej analizy znaku. Może ją dla Ciebie zrobić rzecznik patentowy.

Zobacz również: Koszt zastrzeżenie znaku towarowego: https://znakitowarowe-blog.pl/koszt-rejestracji-znaku-towarowego/

Nikt nie używa takie samej nazwy jak moja

To, że ekspert z urzędu nie szuka nazw podobnych nie oznacza bynajmniej, że nic nie robi. Skupia się on na ocenie zdolności rejestrowej znaku. Czyli czy jest na tyle fantazyjny, że może pełnić swoją podstawową funkcję czyli wyróżnienie towaru bądź usługi na rynku. A dzisiaj wiele brandów ma  z tym problem. Firmy podążają za modą i masowo wchodzą w określenia opisowe. Czyli takie, które łopatologicznie informują czym dana marka się zajmuje. Jeżeli ekspert dopatrzy się takiej przeszkody w Twojej nazwie to nie zgodzi się na jej rejestrację.

Nie ma w tym przypadku kompletnie znaczenia czy jako jedyny się danym oznaczeniem posługujesz. Nazwa sklepu „super warzywa” nie pozwala na chwilę zastanowienia. Każdy wie, że co sprzedajesz. Ocenę tej zdolności odróżniającej dokonuje się więc z punktu widzenia przeciętnego klienta. Możesz posługiwać się nawet neologizmem, ale jeżeli będzie banalny to nie pomoże Ci to w uzyskaniu ochrony.

Kolizja jest tylko przy wiernej kopii

Mam wrażenie, że to pokłosie tego co jeszcze kilka lat temu mogliśmy zaobserwować na lokalnych bazarach. Oficjalnie nie sprzedawana tam podróbek butów. Zamiast brandów Adidas były bowiem: Adldas, Adonis czy Adidres. Wszystkie w łudząco podobnej grafice, ale jednak nie identycznej. Utrwaliło to ludziom w głowach przeświadczenie, że to skuteczny sposób na obejście prawa. Skoro bowiem te buty tyle czasu były sprzedawane to znaczy, że duże brandy nie mogły tego zablokować.

Jakie ma to reperkusje obecnie? Całkiem spore. Ludzie widząc, że konkurencja używa nazwy w która sami chcieliby wejść, dokonują kosmetycznej zmiany jednej czy dwóch literek. W ich ocenie nikt się przecież nie pomyli. To błąd bo przepisy zabezpieczają zarejestrowany znak handlowy przed ryzykiem konfuzji. A więc jest to monopol, który promieniuje również na oznaczenia podobne.

Każdą markę da się „opatentować”

Wszystko zależy od tego, z jakich słów składa się nasza nazwa. Jeżeli jest fantazyjna niczym słowo MINOTAUR to faktycznie każdy logotyp ma szanse na ochronę. Jeżeli jednak operujesz określeniem opisowym to sprawa robi się bardziej skomplikowana. Na ochronę w urzędzie patentowym ma szansę tylko takie logo, które utkwi w umyśle klienta. Musi więc posiadać duży charakterystyczny sygnet. Minimalistyczna grafika nic nie da. A to aktualnie bardzo modne szczególnie wśród marek odzieżowych. To sprawia, że w zakresie wyglądu logo niemal wcale się od siebie nie różnią.

Co więcej logo zawierające elementy opisowe może Ci nawet zaszkodzić. Jeżeli operujesz nazwą „e-kontenery” i w sygnecie masz rysunki kontenerów to nie pozostawiasz najmniejszego pola na domysły. Odbiorca od razu dostaje w twarz informacją, że albo wynajmujesz kontenery, albo je sprzedajesz. Innymi słowy logo z takimi grafikami bardziej Ci zaszkodzi niż pomoże.

Element wskazujący na domenę internetową pomaga w uzyskaniu świadectwa

To domena firm z branży e-commerce. Chcą samą nazwą wskazywać już gdzie można je znaleźć. Przykładem jest Pracuj.pl czy Booking.com. Znów mamy sytuację, że tylko jeden podmiot technicznie może się takim adresem posługiwać komercyjnie. Czy jednak to oznacza, że taki znak towarowy łatwiej zastrzec? Nie i już tłumaczę dlaczego.

Już dobre 15 lat tremu ukształtowała się polityka sądów aby surowo oceniać zdolność odróżniającą oznaczeń, które składają się z adresu domeny. Oznacza to, że fragmenty z „www” czy „.pl” są uznawane za opisowe. W oczach przeciętnego klienta będą odbierane jako informacja o ofercie danej firmy w internecie. I ciężko się z tym nie zgodzić.

Innymi słowy o tym, czy ochronę dostaniesz czy nie, decydować będzie słowo zawarte w domenie. O ile będzie opisowe urząd może sam zablokować rejestrację. Jak to się więc stało, że Pracuj.pl ochronę jednak dostało? Musieli udowodnić ekspertowi, że ich marka nabyła wtórną zdolność odróżniającą. Czyli, że zajmują tak mocną pozycję na rynku, że klienci kojarzą ich po samej nazwie. Ta sztuka udała się m.in. z marką eObuwie.

Na rynku może być tylko jedna firma o takiej samej nazwie

Idea, która przyświeca rejestracji marki opiera się na przyznawaniu monopolu prawnego, ale w wąskiej branży. Innymi słowy jeżeli prowadzisz restaurację to może powstać sklep z zabawkami nawet o identycznej nazwie. W końcu nikt się nie pomyli. I na rynku można spotkać wiele przypadków uczciwej koegzystencji takich firm jak Atlantic (bielizna) i Atlantic (zegarki) oraz Kruk (biżuteria) i Kruk (ściąganie długów).

Przeczytaj również